Jak to wszystko spakować?
Pakowanie to coś czego nie lubimy najbardziej. Kartony, folia bąbelkowa, przenoszenie wszystkiego do auta – koszmar. Kiedy przez to wszystko przebrnęliśmy, pojawił się pewien problem. Jak to wszystko spakować do dwóch samochodów osobowych? W prawdzie jedno z nich to „kombi” ale do wzięcia było naprawdę sporo rzeczy. Dwie owce ławeczki, dwa krzesełka, karton z lustrami, torba z aparatem, obiektywy, lampy, softboxy, blendy… no i my oczywiście 😉
Patrz!
Owce jadą!
Po 30 minutach opanowaliśmy sytuacje i sprytnie ułożyliśmy wszystko w bezpieczny sposób w bagażnikach. Jedna owca nie zmieściła się ze swoimi koleżankami, dlatego wylądowała jako pilot na przednim siedzeniu, co niespodziewanie spotkało się z bardzo pozytywną reakcją ludzi mijających nas na ulicy.
Atrakcja nie mniej gorsza niż kolejka na Kasprowy Wierch!
Ponieważ wszystko odbywało się w jeden z ostatnich słonecznych piątkowych dni wakacji, zamiast stać w korkach na znanej i lubianej przez wszystkich „Zakopiance” wybraliśmy mniej uczęszczaną i bardziej urokliwą drogę przez Ząb. Podziwiając widoki i piękną panoramę Tatr przez przednią szybę (bo we wszystkich innych widać było tylko głowy naszych kochanych owieczek) dotarliśmy bez większych kłopotów do Zakopanego. Jadąc przez centrum miasta staliśmy się atrakcją nie mniej gorszą niż kolejka na Kasprowy Wierch. Reakcje ludzi były za każdym razem takie same. Zdziwienie a następnie szczery uśmiech. Kiedy stanęliśmy na światłach, Pan obok nas otworzył szybę w swoim samochodzie i zrobił zdjęcie owcy wystającej z okna naszego samochodu.
Kawka czy herbatka?
Kiedy przebiliśmy się przez tłum rozbawionych turystów, dotarliśmy do celu. Zaciszne miejsce z pięknym widokiem na góry i przemiłą Panią manager która od progu przywitała nas gorącymi uściskami i pytaniem: „kawka czy herbatka?”.
Villa 11 Folk&Design w Zakopanem. Właśnie to miejsce wybraliśmy na naszą pierwszą mini sesję zdjęciową z kilku prostych powodów. Drewniane nowoczesne wnętrza które idealnie pasują do naszych produktów, przestrzeń w której człowiek czuje się jak w domu oraz Basia – właścicielka, która dobrze rozumie design i docenia rodzimych twórców co widać na każdym kroku w Villi 11.
Rozpakowując nasze produkty z samochodów i rozkładając je na schodkach przed wejściem od razu zostaliśmy poproszeni o wizytówki przez kilkoro zachwyconych naszymi produktami turystów, którzy właśnie wychodzili na spacer. Pozytywnie nakręceni zaczęliśmy zdjęcia. Nie zdziwi zapewne nikogo fakt, że nie mogło się obyć bez „upsss zapomnieliśmy o…?” O czym? O przedłużaczu! Poznaliśmy wszystkich sąsiadów Villi 11, bo oczywiście z naszym szczęściem dopiero w ostatnim domu pewien Pan miał nieużywany kabel, który mogliśmy wypożyczyć na kilka godzin. Za co bardzo dziękujemy!
Zdjęcia przebiegły sprawnie, kilka w holu, parę ujęć w pokoju relaksu, owca z prawego i lewego profilu i gotowe. Cytując klasyka: „w takich miejscach zdjęcia robią się same”.
Dzięki uprzejmości Basi mogliśmy również zrobić kilka zdjęć w nowo powstałym obiekcie Villa Nova również w Zakopanem w samy sercu tego miasta przy Krupówkach. Przestronne korytarze, designerskie dodatki, ściany zdobione plastrami drewna w połączeniu z szarościami, widok na Giewont oraz lampy zrobione ze starych drewnianych nart i kabli sznurowych skradły nasze serca. Do dyspozycji mieliśmy (za co jesteśmy bardzo wdzięczni) niemal cały obiekt, łącznie z miejscami niedostępnymi dla gości w których odbywał się jeszcze remont. Zrobiliśmy kilka ujęć i zachwycając się co chwila wnętrzem poznaliśmy wielu gości Villi, którym co cieszy nas najbardziej spodobały się również nasze produkty. Wywożąc windą owce na kolejne piętra zaczęło wychodzić zmęczenie po całodniowej sesji zdjęciowej.
Głupawka na koniec dnia!
Zdjęcia typu „selfie” w windzie, poszukiwania zaginionej owcy która została na tarasie, żeby napawać się widokami, zatrzaśnięty kluczyk w samochodzie i wiele innych „przygód” towarzyszyło nam pod koniec dnia. Uratowały nas przepyszne drożdżówki którymi poczęstowała nas Kasia – mama Basi podczas oprowadzania nas po pięknej świeżo otwartej jadalni na poddaszu budynku. Po zregenerowaniu sił i przykrym stwierdzeniu, że niestety nie możemy w tym niesamowitym miejscu spędzić więcej czasu wsiedliśmy do samochodów.
Czarna owca!
Po zmroku dotarliśmy do naszej pracowni. Rozpakowaliśmy wszystko na rampę i powoli wnosiliśmy do środka. W poniedziałek rano okazało się, że w całym tym zamieszaniu jedną z naszych prototypowych owiec zostawiliśmy na zewnątrz budynku. Troszkę zmarznięta czekała na nas przez cały weekend. Zostanie chyba naszą „czarną owcą” bo pomimo swojego śnieżnobiałego białego futerka ciągle gdzieś się zawierusza 😉
Kilka zdjęć z efektów naszej mini sesji znajdziecie poniżej!
Add comment